środa, 22 czerwca 2011

Toksyczny wstyd w bliskich związkach

Problemy z intymnością to numer jeden u osób cierpiących na toksyczny wstyd. Pozostają one nadal Dorosłymi Dziećmi, zdominowanymi przez lęk przed porzuceniem. Osoby spętane toksycznym wstydem mają problem z chęcią kontrolowania drugiej osoby. To przeczy bliskości. Mają również problem z wyborem właściwego partnera, gdyż poszukują kogoś pasującego do ich fałszywego ja. Dopiero po dotarciu do swego prawdziwego ja mogą związać się z odpowiednią osobą. Osoby cierpiące na toksyczny wstyd oczekują od partnera zaspokojenia wszystkich swoich potrzeb - a to jest nierealistyczne. Boją się też bardziej niż inni krytyki i odrzucenia, gdyż odrzucają siebie.
John Bradshaw wyróżnia 5 faz w związku miłosnym: fazę zakochania, walki o władzę, stabilizacji, poszukiwania siebie i stabilnej intymności. Cechą fazy zakochania jest wzajemne przenikanie się, brak granic. W fazie walki o władzę granice zostają odbudowane, dochodzą do głosu odmienne zasady wyniesione z domu. Po niej następuje faza stabilizacji, wszystko biegnie ustalonym rytmem. W kolejnej fazie partnerzy dążą do samorealizacji, poszukują sensu życia i wewnętrznej harmonii. W fazie stabilnej intymności partnerzy darzą się miłością bardziej bezinteresowną, intymność wznosi się na wyższy poziom, pojawia się fascynacja wyjątkowością partnera, głęboka przyjaźń, więź oparta na głębokim szacunku i podziwie.

Uzdrawianie wewnętrznego wstydu - 3 fazy

W procesie uzdrawiania wewnętrznego wstydu John Bradshaw wyróżnia 3 fazy: zdrowienia, odsłaniania się i odkrycia. W pierwszej fazie, dzięki wsparciu akceptującej grupy, można odzyskać poczucie własnej wartości, zacząć odsłaniać siebie i nawiązywać bardziej autentyczne kontakty z ludźmi. W drugiej fazie trzeba przeżyć żałobę z powodu utraconego dzieciństwa, odreagować stłumione emocje - żal i rozpacz, opuścić dom i uniezależnić się. Jest to wyzwolenie zagubionego wewnętrznego dziecka i jego ponowna integracja z Ja. W trzeciej fazie można dojść do odzyskania pewności siebie, zaakceptować siebie w pełni. Kochanie siebie wyzwala z toksycznego wstydu. Mamy siebie kochać bezwarunkowo za to, kim jesteśmy, a nie za to, co robimy, bo każdy ma swoje ograniczenia i słabości. Możemy zadbać w końcu o siebie, o swoje potrzeby, być asertywnym, znaleźć czas dla siebie, być odpowiedzialnym za swoje życie.

piątek, 17 czerwca 2011

Uzdrowienie z toksycznego wstydu

John Bradshaw wymienia kilka metod wyzwalania się z toksycznego wstydu. Mi osobiście najbardziej skuteczną wydaje się metoda, która polega na znalezieniu oparcia  w akceptującej grupie społecznej. Ponieważ wstyd jest głęboko w nas zakorzeniony ważne jest nawiązanie głębokiego, bliskiego kontaktu z  ludźmi, którzy nas akceptują. Prawdziwa miłość uzdrawia i rozwija duchowo. Prawdziwa miłość akceptuje bezwarunkowo, co pozwala zaakceptować siebie, zamiast wyrzekać się siebie. Można wtedy zintegrować wszystkie części  własnego Ja. Człowiek zintegrowany czuje to, co czuje, a nie to co mu kazano czuć. Kocha i wybiera to co chce, a nie to, co powinien. Akceptując siebie można przezwyć wewnętrzne rozdarcie, do którego doprowadził toksyczny wstyd. Akceptacja siebie staje się źródłem siły, można wtedy dzięki niej, sprawnie funkcjonować.         

wg książki  "Toksyczny wstyd" Johna Bradshawa

niedziela, 12 czerwca 2011

Zaburzenia w rozwoju prowadzące do depresji

Wg Alice Miller podstawą udanego rozwoju jest posiadanie dyspozycyjnej, odzwierciedlającej matki, która stwarza przyjazny klimat emocjonalny i rozumie potrzeby dziecka. Wtedy dziecko jest w stanie uznać, że wszystkie uczucia, które przeżywa są właściwe i w tym odnajduje swoją siłę i szacunek do siebie.
Jeżeli jednak matka nie potrafi rozpoznać potrzeb dziecka, a w dodatku sama ma niezaspokojone potrzeby, będzie próbowała realizować je poprzez dziecko. Dziecku brakuje wtedy przestrzeni, żeby doświadczać swoich własnych uczuć, wypiera ona lub odcina swoje własne potrzeby, a rozwija w sobie to, czego potrzebuje matka - w przyszłości może uniemożliwić mu to bycie sobą.
Wg Alice Miller ta "utrata siebie", której początki tkwią w dzieciństwie jest powodem depresji, która dotyka tak wiele osób w późniejszym okresie życia. Drugim biegunem opisywanego zaburzenia  jest mania wielkości, która powoduje przymus nieustannego wysiłku i osiągania coraz większych sukcesów.
W terapii należy zrezygnować ze złudzenia, że podziw jest równoznaczny z miłością. Trzeba na nowo przeżyć swoje wyparte uczucia z dzieciństwa, spojrzeć realistycznie na to, co nas spotkało, przeżyć żal i smutek z tego powodu, że nie kochano nas za to, kim byliśmy, ale za nasze osiągnięcia i sukcesy. Należy uświadomić sobie swoje prawdziwe potrzeby szacunku, zrozumienia, wyrażania siebie i poważnego traktowania, których zaspokojenia zabrakło nam w dzieciństwie, odkryć swoje prawdziwe Ja. Dobrze jest nawiązać kontakt z własnymi, autentycznymi uczuciami, nauczyć się je wyrażać, traktować je jako wskazówki mówiące nam, co jest dla nas dobre, a co złe - i nauczyć się integrować je z rozumem i rozsądkiem, aby mądrze kierować naszym życiem.

Zesłanie Ducha Świętego

Dziś w nocy byłam na Zesłaniu Ducha Świętego. Chrystus odchodząc do nieba zostawił nam swojego Ducha, aby ten nas prowadził, oświecał nasz rozum, pocieszał. Duch daje życie, życie w obfitości, w zadowoleniu, szczęściu. Daje pokój i wskazuje, jaką drogą powinniśmy iść, co jest miłe Bogu i co jest dla nas dobre. Duch Święty jest miłością Bożą. Owocami Ducha Świętego są: dobroć, umiarkowanie, panowanie nad sobą, uprzejmość, cichość, wytrwałość, radość oraz pokój.
Czy my prosimy o Ducha Świętego, otwieramy się na Jego obecność?

piątek, 10 czerwca 2011

Dramat udanego dziecka

Jedną z przełomowych lektur dla mnie była książka Alice Miller "Dramat udanego dziecka". Opisuje ona sytuację ludzi, którzy odnoszą sukcesy, mają liczne osiągnięcia, ale mimo tego nie posiadają stabilnego poczucia własnej wartości, a wręcz przeciwnie, odczuwają lęki, mają depresyjne myśli, boją się, czy sprostają wyzwaniom i idealnemu obrazowi siebie.
Na takie ukształtowanie osobowości wpływa klimat dzieciństwa, w którym niemowlę musi przystosować się do matki, która nie spełnia jego podstawowych potrzeb, takich jak bycia traktowanym z szacunkiem i powagą, uznawania jego uczuć i sposobu ich wyrażania, poczucia bezpieczeństwa i pewności, co w rezultacie powoduje wykształcenie się w dziecku braku zaufania do samego siebie i do świata.
Rodzice nie potrafią zapewnić tego dziecku, bo w swoim czasie też nie dostali tego od swoich rodziców i mają niezaspokojoną swoją potrzebę posiadania istoty, która całkowicie otworzy się na nich, w pełni zrozumie i będzie poważnie traktować. Ta potrzeba jest nieuświadomiona, wyparta, a jednak domaga się zaspokojenia za pomocą środków zastępczych - takim środkiem staje się ich własne dziecko.
W takim klimacie dziecko, nie chcąc utracić miłości rodziców, wypiera swoje potrzeby miłości, szacunku, echa, zrozumienia, odzwierciedlenia. Wypiera również nieprzyjemne uczucia, takie jak złość, zazdrość, lęk, bezsilność, gdyż nie są one akceptowane. Przystosowuje się więc do potrzeb rodziców, co powoduje powstanie fałszywego ja. Pokazuje na zewnątrz jedynie to, czego się od niego oczekuje i w końcu się z tym całkowicie utożsamia. Jego prawdziwe ja nie może się rozwijać, gdyż nie ma prawa zaistnieć. W rezultacie dorosły człowiek nie dopuszcza do siebie swoich prawdziwych uczuć, nawet ma trudności z ich rozpoznawaniem.
Terapia, umożliwiając zrozumienie tego, co nas spotkało w dzieciństwie i konsekwencji jakie to spowodowało w naszym życiu, może pomóc nam odzyskać prawdziwe ja, nauczyć rozpoznawania naszych prawdziwych uczuć, doświadczania ich, wyrażania i rozumnego kierowania się nimi. Na terapii uczymy się też jak istotne jest uświadomienie sobie naszych potrzeb i zaspokajanie ich. Terapia pozwala na zintegrowanie osobowości i na dalszy jej rozwój.

Boże prowadzenie

Pan Bóg prowadzi nas swoimi drogami, On prostuje ścieżki naszego życia, porządkuje je wg swojego zamysłu. Daje nam natchnienia Ducha Świętego, objawia swoją wolę w stosunku do naszego życia.

Czy pozwalamy mu się prowadzić, czy wolimy chodzić własnymi ścieżkami?

środa, 8 czerwca 2011

Toksyczny wstyd

Wczoraj czytałam książkę Johna Bradshowa "Toksyczny wstyd" i myślałam o tym, jak wiele osób spętanych jest przez tytułowy toksyczny wstyd, który nie pozwala im na normalne funkcjonowanie, zgodne i bez lęku współżycie z innymi, osiąganie swoich celów.
Co to jest ten toksyczny wstyd? Wg Bradshawa to wstyd, który zniewala, subiektywnie odczuwany  jako wszechogarniające poczucie własnej niedoskonałości, ułomności. Nie jest emocją sygnalizującą ograniczenia (jak zdrowy wstyd), ale jest stanem istnienia, rdzeniem tożsamości. Powoduje w nas poczucie bezwartościowości, przegranej, to, że czujemy się "niewystarczająco dobrzy". Człowiek owładnięty wstydem broni się przed ujawnieniem swojego wewnętrznego Ja przed innymi ludźmi, a nawet przed samym sobą. Gardzi własnym Ja, które stało się niegodne zaufania. Dlatego tworzy Ja fałszywe, jako zlepek cech, które chciałby mieć i prezentuje je światu.
Toksyczny wstyd ma początek w zawstydzaniu przez rodziców uczuć dziecka, blokowaniu ich wyrażania, w związku z czym zostają one zamrożone.
Toksyczny wstyd ma związek z niektórymi zaburzeniami osobowości, takimi jak schizoidalne, paranoidalne, antyspołeczne, narcystyczne, borderline, a także z depresją. Jest też podstwawową przyczyną wszystkich uzależnień.  
Toksyczny wstyd jest również bankructwem duchowym, człowiek nim owładnięty szuka szczęścia i potwierdzenia własnej wartości poza samym sobą, w osiągnięciach i sukcesach.

sobota, 4 czerwca 2011

Zdolność kochania

"Niezaprzeczalny jest fakt, że człowiek dąży do innych ludzi, że z natury swojej chce się z nimi wiązać, a więc kochać i być kochanym, że największym cierpieniem jest poczucie osamotnienia. Ale zdolność kochania nie jest mu dana w gotowej formie. Zdolność tę musi ukształtować w swojej psychice, aby stała sie ośrodkiem jego życia, nadawała mu sens i barwę. Od niej zależy, czy jego życie będzie udane."

Maria Grzywak-Kaczyńska  "Trud rozwoju"

czwartek, 2 czerwca 2011

Wszyscy chcemy być kochani

Wszyscy chcemy kochać i być kochani. Tak nas stworzył Bóg - do miłości, do relacji z drugim człowiekiem i z Bogiem. Niespokojne jest serce człowieka dopóki nie spocznie w Bogu jak pisał św. Augustyn.
Niestety często jesteśmy poranieni przez ludzi - w dzieciństwie przez rodziców, potem przez rówieśników, przez nieudane związki i zatracamy tę cudowną umiejętność kochania, zamykamy się w sobie, boimy się zaufać drugiemu człowiekowi. Jednak jest nadzieja, Bóg może nas uzdrowić, nasze zranienia, obawy, braki. Pomocna też bywa psychologia, różne terapie, grupy, warsztaty. Grunt to nie dawać za wygraną, podjąć trud rozwoju, starać się nawracać, prosić Boga o pomoc. Bóg  może dokonać cudów, nauczyć nas kochać innych, nauczyć nas jak przyjmować miłość. Często pomaga nam przez ludzi, różne wydarzenia. Pomoc psychologa zawsze też warto rozważyć.
Możemy być szczęśliwi, już tu, w tym życiu, jeżeli tylko otworzymy się na Boga, odpowiemy na Jego miłość, będziemy słuchać, co chce nam powiedzieć i iść za Nim. Najważniejsze w życiu to odnaleźć swoje powołanie - i wypełnić je. Bóg wie, co jest dla nas dobre i chce nam to dać. Jeżeli przyjmiemy jego wolę i wypełnimy ją to będziemy szczęśliwi.